Wtorek, 24 grudnia 2015
Przygotowania do wigilii szły pełną parą. Każdy miał pełne ręce roboty. Jedni robili makówkę, inni uszka. Nie jedliśmy obiadu, ponieważ parę godzin później miała być wielka uczta.
Około 16:00 wszyscy usiedliśmy przy stole. Odmówiliśmy modlitwę, podzieliliśmy się opłatkiem i zaczęliśmy jeść. Po kolacji każdy otrzymał prezent. Alan myślał, że to od gwiazdora, ale reszta wiedziała, że to rodzice nam kupili prezenty.
Dostałam nowy telefon. Tak bardzo się ucieszyłam. Zuza też dostała telefon, ale inny. Alan natomiast został obdarowany zabawkami. Dostał koparkę, ciężarówkę itd. Rodzice myśleli, że my o nich zapomnieliśmy, ale tak nie było. Liliannie kupiliśmy kolczyki i naszyjnik, a tacie zegarek. Troszkę kosztowało, ale opłacało się. W końcu ich kochamy. O północy poszliśmy na pasterkę. Byłam śpiąca, ale udało mi się wytrzymać.
Około 16:00 wszyscy usiedliśmy przy stole. Odmówiliśmy modlitwę, podzieliliśmy się opłatkiem i zaczęliśmy jeść. Po kolacji każdy otrzymał prezent. Alan myślał, że to od gwiazdora, ale reszta wiedziała, że to rodzice nam kupili prezenty.
Dostałam nowy telefon. Tak bardzo się ucieszyłam. Zuza też dostała telefon, ale inny. Alan natomiast został obdarowany zabawkami. Dostał koparkę, ciężarówkę itd. Rodzice myśleli, że my o nich zapomnieliśmy, ale tak nie było. Liliannie kupiliśmy kolczyki i naszyjnik, a tacie zegarek. Troszkę kosztowało, ale opłacało się. W końcu ich kochamy. O północy poszliśmy na pasterkę. Byłam śpiąca, ale udało mi się wytrzymać.
Środę, 25 grudnia 2015
Jak to w święta spotykamy się z rodziną. Co roku przygotowywał ktoś inny, teraz wypadło na nas. Około 14:00 do naszego domu przyjechała cała rodzina. Po raz pierwszy usiedliśmy razem z Zuzą i Lilianną przy tak wielkim rodzinnym stole. Razem z Zuzą i młodszym kuzynostwem poszliśmy do innego pokoju, aby porozmawiać o innych rzeczach. Ja z Zuzą chciałyśmy porozmawiać, Alan i Kacper pobawić się zabawkami, a Marta i Oliwia w chowanego.
Oni byli co najmniej o 5 lat młodsi od nas. Dziewczynki namawiały nas do zabawy w chowanego, ale my z tego już wyrosłyśmy. Po długich namowach, zgodziłyśmy się. To było dziecinne. Po zabawach, poszliśmy na pyszną kolację, przy której wszyscy pytali jak z dzieckiem, kiedy się urodzi, itd.
Niedziela, 31 grudnia 2015
Sylwester! Uwielbiam! Około 13:00 pojechaliśmy na ostatnie zakupy w tym roku. Zażyczyłam sobie Picollo i słodycze. W końcu miał być to mój pierwszy sylwester z Zuzą. Po powrocie do domu zadzwoniłam jeszcze do Nicol, zapytałam:
-Przyjdziesz dziś do mnie na sylwestra?
-Wiesz co, nie wiem.
-To spytaj się mamy.
-No ale nie teraz.
-Dlaczego?
-Nie ma jej w domu. Ale myślę, że będę mogła.
-To super.
-A kto będzie.
-Ja, Zuza i Ty.
-No dobra. Jeszcze potwierdzę.
-Dobra. Pa.
Około 19:00 do drzwi zadzwonił dzwonek. Przyszła Nicol. Usiadłyśmy w moim pokoju, po chwili przyszła Zuza. Włączyłyśmy telewizor i przyniosłyśmy jedzenie i napoje.Tata z Lilianną imprezowali w salonie. Wszyscy wytrwaliśmy do 1:00 w nocy.
Około 19:00 do drzwi zadzwonił dzwonek. Przyszła Nicol. Usiadłyśmy w moim pokoju, po chwili przyszła Zuza. Włączyłyśmy telewizor i przyniosłyśmy jedzenie i napoje.Tata z Lilianną imprezowali w salonie. Wszyscy wytrwaliśmy do 1:00 w nocy.
Poniedziałek, 1 stycznia 2016
Nicol spała u nas w domu. Było fantastycznie. To był najlepszy sylwester. Alan był jeszcze mały i poszedł spać o wiele wcześniej. Zjedliśmy spokojnie śniadanie. Około 10:00 tata z Lilianną pojechali do lekarza, ponieważ termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Ja z Lilianną i Alanem posprzątaliśmy w domu. Mieliśmy wspaniały pomysł na narodziny nowego członka rodziny. Jak skończyliśmy sprzątać, zadzwoniłam do taty i spytałam się:
-Wszystko dobrze?
-Tak, a dlaczego pytasz?
-Martwiłam się, ponieważ nie odbierałeś. Miałam złe przeczucia.
-Nie ma się co martwić.
-A z Lilianną wszystko dobrze?
-Tak, tak. Zaraz wyjeżdżamy.
-Dobrze, to nie przeszkadzam.
Razem z Lilianną oglądałyśmy telewizję. Powiedziałam:
-Długo ich nie ma.
-No pewnie, gdzieś weszli.
-...Może...
-No wcześniej też tak się martwiłaś, i po prostu nie mógł odebrać. A dzwoniłaś?
-Nie...
-No i dlaczego. Dzwoń!
Wybrałam numer, ale tata nie odbierał, kazałam Zuzii zadzwonić do mamy, ale ona też nie odbierała. Było już po 13:00, a ich dalej nie było. Zadzwoniłam do babi, aby przyszła do nas jak najszybciej. Zgodziła się i po niecałych 10 minutach była już u nas w domu. Ja z Lilianną poszłyśmy ich poszukać. Cały czas dzwoniłyśmy, ale telefon milczał. Ja wiedziałam, że coś się stało. Czułam to!
Poszłyśmy na przystanek i pojechałyśmy w stronę lekarza do którego chodzi Lilianna. Spytałyśmy go:
-Czy Lilianna, pana pacjentka wyszła już?
-Tak, ponad godzinę temu, a coś się stało?
-Nie pojawiła się w domu, ona była z moim tatą tutaj. Dzwoniłysmy do nich, ale nie odbierają.
-A byłyście na policji?
-Nie!
-Poczekajcie, ja tylko pójdę sprawdzić, czy nie przyjęto nikogo do szpitala. Może Wasza mama urodziła, a my nic o tym nie wiemy.
-Mamy taką nadzieję.
Lekarz przyszedł i powiedział:
-Nikogo nie przyjęto.
-To co z nimi jest?
-Ja już kończę pracę, pomogę Wam ich poszukać.
-Dobrze.
Przeszukaliśmy okolicę szpitala, nikt ich nie widział. Postanowiliśmy, że jak najszybciej pojedziemy na policję. Jak na złość zdarzył się jakiś wypadek i musieliśmy czekać. Po chwili Zuza zawołała:
-Lilla, czy to nie jest nasze... auto?
-Co? Nie! Tylko nie to! To nasz samochód!
Szybko wybiegłam z auta i pobiegłam w stronę wypadku, policjanci nie chcieli nas wpuścić. Powiedziałam:
-To nasi rodzice! Wpuśćcie nas!
Udało się. Wpuścili, ale widok był oszałamiający. Tata i Lilianna byli cali we krwi, a Lilianna była nieprzytomna. Martwiłyśmy się. Podeszłyśmy do Lilianny, ale lekarze powiedzieli:
-Odejdźcie! Bierzemy ją do szpitala! Musimy ratować dziecko!
Niemal nie straciłam przytomności. Byłam zszokowana. Tata nie odniósł poważnych obrażeń, ale Lilianna mogła umrzeć. Wsiadłyśmy do samochodu ginekologa Lilianny i pojechaliśmy do szpitala.
Lekarz poszedł uratować swoją pacjentkę i jej dziecko. Strasznie się trzęsłyśmy. Po chwili zobaczyłam na telefon, a tam 10 nieodebranych połączeń od babi. Zapomniałam jej powiedzieć. Natychmiast zadzwoniłam do babci i poinformowałam ją o tym zdarzeniu. Na dworze było strasznie zimno. Pół godziny później przyszedł ginekolog i spytałyśmy go?
-No powie pan coś?
-...Dziecko jest uratowane.
-A...moja mama? - spytała Zuza
-Zapadła w śpiączkę. Nie wiemy kiedy się obudzi, jeżeli w ogóle, ale bądźmy dobrej myśli.
-Tak, tak pan tylko mów Wy tak zawsze uspokajacie.
-A powiedziałem Wam prawdę. Możecie zobaczyć się siostrą.
Poszłyśmy zobaczyć naszą siostrzyczkę. W tym czasie byłyśmy szczęśliwe i załamane.
Do końca dnia byłyśmy w szpitalu. Przyjechała tam jeszcze babcia i Alan. Tata czuł się już lepiej i następnego dnia miał zostać wypisany.
-Lilla, czy to nie jest nasze... auto?
-Co? Nie! Tylko nie to! To nasz samochód!
Szybko wybiegłam z auta i pobiegłam w stronę wypadku, policjanci nie chcieli nas wpuścić. Powiedziałam:
-To nasi rodzice! Wpuśćcie nas!
Udało się. Wpuścili, ale widok był oszałamiający. Tata i Lilianna byli cali we krwi, a Lilianna była nieprzytomna. Martwiłyśmy się. Podeszłyśmy do Lilianny, ale lekarze powiedzieli:
-Odejdźcie! Bierzemy ją do szpitala! Musimy ratować dziecko!
Niemal nie straciłam przytomności. Byłam zszokowana. Tata nie odniósł poważnych obrażeń, ale Lilianna mogła umrzeć. Wsiadłyśmy do samochodu ginekologa Lilianny i pojechaliśmy do szpitala.
Lekarz poszedł uratować swoją pacjentkę i jej dziecko. Strasznie się trzęsłyśmy. Po chwili zobaczyłam na telefon, a tam 10 nieodebranych połączeń od babi. Zapomniałam jej powiedzieć. Natychmiast zadzwoniłam do babci i poinformowałam ją o tym zdarzeniu. Na dworze było strasznie zimno. Pół godziny później przyszedł ginekolog i spytałyśmy go?
-No powie pan coś?
-...Dziecko jest uratowane.
-A...moja mama? - spytała Zuza
-Zapadła w śpiączkę. Nie wiemy kiedy się obudzi, jeżeli w ogóle, ale bądźmy dobrej myśli.
-Tak, tak pan tylko mów Wy tak zawsze uspokajacie.
-A powiedziałem Wam prawdę. Możecie zobaczyć się siostrą.
Poszłyśmy zobaczyć naszą siostrzyczkę. W tym czasie byłyśmy szczęśliwe i załamane.
Do końca dnia byłyśmy w szpitalu. Przyjechała tam jeszcze babcia i Alan. Tata czuł się już lepiej i następnego dnia miał zostać wypisany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz